Ostatni tydzień przed VIII Kołobrzeskim Maratonem Bicykla miałem wolne ponieważ bardzo mocno dało mi się we znaki przeciążone kolano. Przed startem postanowiłem, że w sytuacji złego podjazdu do Ząbrowa i włączenia się bólu w okolicy kolana odpuszczam sobie wyścig. Kolano wytrzymało aż do prawie 70 km. Wtedy włączyła się taka blokada, że prawie kilometr jechałem kręcąc tylko lewą nogą.
Całe szczęście, że wcieliłem w życie diaboliczny plan i nie zabrałem ze sobą telefonu, bo przy tym bólu zadzwoniłbym po Kasię, by zabrała mnie z trasy. Zwolniłem maksymalnie tyle ile się dało, wbijając sobie jednocześnie do głowy, że przycisnę od krzyżówki Pustar. I tak zrobiłem. Gdy mijałem Piotrowice, Włościbórz lawirując między setkami dziur mijało mnie kilkunastu kolarzy. Jednak za chwilę to ja mijałem ich jadąc dalej żółwim tempem, a oni walczyli z dziurami w kołach. Ostatnie kilometry to mega pościg by jak najwięcej osób wyprzedzić. Pokonałem jeszcze 10 osób i z prędkością 55 km wjechałem w zakręt prowadzący do mety.
I tu mogę powiedzieć, że takiego debila jak ja to w życiu nie widziałem. Kiedy zorientowałem się, że nie wyrobie na zakręcie, nacisnąłem mocniej hamulce i ... wyleciałem po krawężniku w powietrze, lądując głową w odległy chodnik. Siłę uderzenia przyjął kask, ale i tak na chwilę straciłem przytomność. Grupa kolarzy pomogła mi się podnieść i na poharatanym rowerze dojechałem do mety, gdzie czekała na mnie moja kochana familia. Gdyby nie kask, wątpię bym wyszedł z tego cało ... więc jeśli jeszcze ktoś powie mi, że Ci co jeżdżą w kasku to głupio wyglądają, to ... Na początku wyścigu modliłem się o ciszę w okolicy kolana. Na końcu wyścigu dziękowałem Bogu, że przeżyłem. Czas zrobiłem bardzo fajny, tym bardziej, że praktycznie w ogóle zapuściłem kolarstwo na rzecz biegania. Jestem również dumny, że wygrałem z mega bólem kolana i nie poddałem się.
“Słowo zachęty podczas porażki jest warte więcej niż godzina pochwał po sukcesie”
Autor nieznany
... zobacz mój blog treningowy
Odwiedza nas 16 gości oraz 0 użytkowników.