Gdańsk to jedno z moich ulubionych miast. Dlatego chciałem pobiec w nim swój kolejny półmaraton. Niestety ciężar kontuzji, które mnie dopadły (plecy i pachwina) był tak wysoki, że chciałem najnormalniej w świecie zrezygnować z tego biegu :)
Ale jak to z Kolasą bywa... ponarzeka i pomarudzi, a i tak ryzyko podejmie. I tak się stało. Do 16 km biegłem na swoją życiówkę. Na początku 17 km plecy odmówiły posłuszeństwa i kolejne 200 m przeszedłem na czworaka. W momencie, gdy napięcie pleców troszkę zelżało ruszyłem do przodu by ukończyć bieg. Nie patrzyłem już na rekord, ale na to by dotrzeć do mety. Czas tragiczny, ale radość z ukończenia bezcenna. W tym biegu naprawdę cierpiałem. Czas: 02:16:03.
“Słowo zachęty podczas porażki jest warte więcej niż godzina pochwał po sukcesie”
Autor nieznany
Odwiedza nas 15 gości oraz 0 użytkowników.